poniedziałek, 7 lipca 2014

Życie to milion uśmiechów. Tysiące litrów łez. Setki nadziei. Kilkadziesiąt wspomnień. Parę upadków. Jeden cel - przetrwać.

Nie było mnie tu tak dawno, że kompletnie nie wiem od czego mam zacząć. Zacznijmy może od tego, że tuż po Wielkanocy zaczęłam 6tygodniowe praktyki. Czułam się tam jak ryba w wodzie a właścicielka całej agroturystyki była dla mnie jak dobra przyjaciółka z którą z dnia na dzień dogadywałam się lepiej a rozmowa kleiła się nam tak, jakbyśmy znały się dobre kilka lat. Poznałam tam również wiele wspaniałych,otwartych, ciepłych i troskliwych ludzi z którymi dogadywałam się wspaniale.Obsługując z nimi jakąkolwiek imprezę czas leciał nieubłaganie szybko nie myśląc o tym.. że bolą cie plecy, nogi a tu jeszcze przed Tobą cała noc. 
Po odbytej praktyce zostałam 'pracownicą' tej właśnie agroturystyki i co jakiś czas obsługuję gości mających okolicznościowe imprezy. Spotykam na co dzień moje kochane mordy, poznaję nowych ludzi w przeróżnych okolicznościach ale szczerze ? Ciesze się. Być może jest to nie raz ciężkie, męczące.. ale lubię to co robię.
w pracy .. z Mateuszem i Gochą :))

Po tak długiej nieobecności w szkole.. nie mogłam się przyzwyczaić. Te praktyki były jak mini wakacje jednak..trzeba było się znów przestawić zacisnąć pięść(na szczęście tylko na krótki czas) i powiedzieć : 'dam radę'. Czy było ciężko ? Nie.. Jedynie co było tak cholernie stresujące i wkurwiające to nauczyciele.. którzy byli jeszcze gorzej upierdliwi. 

Pewnego poranka.. pijąc kawę z mamą i sąsiadką dostaje telefon : 'aaaaaaa, zdałam Paulina, zdałam' .. Słysząc to, uświadomiłam sobie, że moja kochana K. zdała właśnie prawo jazdy i stała się małym rajdowcem. Tego samego dnia od razu pojechaliśmy świętować... Być może nie był to alkohol-bo był to początek tygodnia i nawet nie było jak.. ale za to najedliśmy się i miło spędziliśmy wieczór razem. Właśnie równe tydzień temu.. odbierała małą, prostokątną pociechę i stała się kolejnym szalonym kierowcą na naszych drogach.

Co dalej.. ? U nas, czyli u mnie i mojego chłopaka wszystko w jak najlepszym porządku ! Jesteśmy obok siebie prawie już dwa lata i jestem przeeeeeeeeeeszczęsliwa u Jego boku.
Dwa tygodnie temu miał wypadek.. Mało co bym Go nie straciła..przez cholernego faceta, który nawet nie miał prawa jazdy.. Na szczęście jest tylko mocno pościerany ale co jakiś czas ciągle pobolewa go inna część ciała.
W tamtym momencie przed oczyma stanął mi cały świat, kiedy zadzwonił do mnie niespokojny.. a ja nawet nie zdążyłam Go wysłuchać i już popadłam w płacz. Zamiast ja Go podnosić na duchu.. robił to On, który sam cierpiał z bólu.
Dziś na szczęście jest już wszystko dobrze. Ostatnie rany się dość szybko goją dlatego nie muszę już tak uważać na Jego ciało , że w coś go uderzę..zapominając, że na tą stronę właśnie upadł. Teraz już szaleje, dokucza i jest bardziej niedobry niż był ! :))



Każdy chyba już zauważył, że stałam się szczuplejsza. Jak to się zaczęło ? Sama nie wiem. Po prostu moje życie w pewnym momencie zaczęło jakby na nowo istnieć. Zaczęłam ćwiczyć od tak a  był to akurat okres taki.. kiedy ćwiczenia wykonywać mogłam i na dworzu i w domu. Jadłam na godziny w mniejszych ilościach, niż mogłam wcześniej. Owszem- nie jadłam tego co tłuste, smażone i jednym słowem takie 'ala..zakazane'. Nie mając określonego celu, nie sugierując się żądnymi dietami cud na internecie albo tabsami-po których weszłoby na mnie drugie tyle.. - schudłam 21kg.
Rodzina i znajomi sami zauważyli zmianę szybciej ode mnie. W lustrze ciągle widziałam tą samą Pauline. Jedynie co spostrzegałam to rozmiar. Kiedyś nosiłam duuże, workowate ubrania którymi chciałam zamaskować wszystko. Jednak co jakiś czas zmieniał mi się styl. Zaczęłam nosić obcisłe rzeczy i naprawdę się w tym sobie podobałam. Z rozmiaru nawet 42 zeszłam do rozmiarów XS, S oraz 34 i w sylwestra mogłam założyć sukienkę o jakiej nie marzyłam.
Kiedy powiedziałam sobie STOP aby nie zwariować.. i przestałam ćwiczyć tak co dnia, jedząc po woli 'zakazane' produkty.. waga spadła jeszcze bardziej. Nie miałam na to żadnego wpływu.
Teraz..jem wszystko ale oczywiście nie tak jak kiedyś, że mogłam stać przy lodówce co 20 minut, jedząc dzień dnia rzeczy smażone i ciężkie. Odzwyczaiłam się od słodyczy i uwierzcie, że jakoś mnie do nich nie ciągnie. Owszem, kiedy mam ochotę na nie-idę i kupuję. Kiedy mam ochotę na fast-fooda.. zabieram mojego chłopaka i od razu jedziemy na jakiegoś kebaba albo pizzę.
Kiedyś było to na mojej liście zakazanej.. ale po woli zaczęłam sobie uświadamiać, że..mogę jeść wszystko ale z głową! , co jakiś czas-a nie codziennie bo nawet nie mam na to co dzień ochoty i na jakiś czas mega fast-food zaspokoi moje podniebienie. 
Przecież nie można zwariować na punkcie kalorii, że przekroczy się swój dzienny limit a z dnia na dzień będzie się planować co trzeba zjeść. NIE ! To nie tu o to chodzi.
Teraz, kiedy nawet chcę przytyć kilka kilogramów czuję się wspaniale. Ciesze się, że osiągnęłam coś sama z czego widać naprawdę efekty.. a wszystko to zawdzięczam ćwiczeniom, mojej silnej woli i chłopakowi, który był przy mnie.

Co do rozpoczęcia wakacji - druga technikum zakończona z 4.94 z czego jestem nieziemsko zszokowana i zadowolona także wakacje można było zaczynać świętować!
 
Przez dwa tygodnie w Polsce był mój najstarszy brat z żoną z którymi pewnej niedzieli wybraliśmy się na imprezę wraz z moim chłopakiem jak i  drugim bratem..
Wiecie co ? Tak bardzo dobrze czułam się w ich towarzystwie ponieważ od tak dawna nigdzie razem nie byliśmy. Dogadywaliśmy się jak nigdy, pierwszy raz wszyscy pod nosem bluźniliśmy śmiejąc się z tego oraz wydurnialiśmy się jak za czasów kiedy to oni..nosili mnie na rękach kiedy byłam mała, dokuczali i byli nieznośni.

Nie będę już wdrażać się więcej w to co było wcześniej i czego nie opisałam w ciągu tych kilku miesięcy.. bo naprawdę nie starczyłoby mi dnia na opowiadanie.
Co do teraźniejszości.. wczoraj kiedy mój K. skończył wcześniej pracę..niż miał to zaplanowane wybraliśmy się z moim maleństwem na rowery. Pogoda była tak bardzo zdradliwa , że nie było wiadomo w którą stronę ruszyć aby nie zmoczyło nam dup ! :)
Kiedy pogoda się ustatkowała, wypiliśmy zimne piwo..zjedliśmy zimne lody i ruszyliśmy.
Spędziłam z Nim cudowny dzień i akurat w tą niedzielę.. mijał nam 22miesiąc razem :)
Teraz ..moje szczęście smaży się na dachu z moim tatą ponieważ właśnie poprosił Go o  tygodniową pomoc w założeniu blachy :) Szczerze mówiąc..to im współczuję. Słońce,które odbija się od blachy daje tak nieźle popalić..że człowiek wieczorem jest jak roślinka.., zmęczony i padnięty. 

Idę szykować sobie obiad, za niedługo zostanę sama w domu ponieważ mama jedzie pomóc cioci na cały dzień także muszę sobie szybko znaleźć zajęcie.
Trzymajcie się, korzystajcie i róbcie się na murzyna ..ponieważ pogoda naprawdę dopisuje!
 arbuz <3!
 TAK SIĘ CHŁODZIMY :))
buźka.
Moje zdjęcie
Płock, Poland
Być może nie jestem z tych, których zrozumiesz za pierwszym razem ;)